niedziela, 31 sierpnia 2014

Suszenie grzybów!

Kochani, mam ważne pytanie : ) jak ususzyć w domu (nie posiadamy elektrycznej suszarki) grzyby? Piekarnik nie ma termoobiegu, a bardzo chcielibyśmy sobie nasze zbiory "zachować" na później w takiej formie. Macie może jakieś porady?

piątek, 29 sierpnia 2014

Jesienne podchody.

Dojazd do Polski okazał się chyba bardziej męczącym, niż podróż z powrotem. A moze to tylko wrażenie, że chciałam zobaczyć się już z mamą i siostrą, więc dłużyło mi się niesamowicie, ale z drugiej strony poznałam w Polskim Busie przemiłego pana, z którym przegadaliśmy, przeplotkowaliśmy i przepaplaliśmy całą drogę z Gdańska do Łodzi. Pan Rafał jechał do Katowic, więc dalszą swoją podróż mógł odpocząć ;)

Za to w drodze powrotnej w Gdańsku późnym wieczorem odebrały mnie dwie cudowne kobiety, z którymi nie widziałam się (bagatela!) 3 lata i zamiast wyrzucić mnie na lotnisku - zabrały mnie do siebie, ugościły miętą i rozmową do prawie 3 nad ranem. Dziękuję Wam ogromnie!

Lotniska, po pierwszym w życiu, bardzo stresującym locie ze szczurkami są dla mnie traumą. Toteż jak już przedarłam się zwycięsko i bez problemów przez wszystkie odprawy byłam najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Tym bardziej, że udało mi się usiąść przy oknie i mieć "oko" na wszystko za nim : )

Lot dla mnie jest mordęgą, zwłaszcza lądowanie. Ale zauważyłam, że najgorsza migrena, ciśnienie, potworny ból i krew z nosa towarzyszyły mi w trakcie lądowania w Gdańsku. W czasie powrotu, w Turku samolot schodził zdaje się łagodniej i zdecydowanie czułam się nieco lepiej. Można to jakoś załagodzić?

Tu znów z dziwną melancholią przywitałam spowite mgłą lotnisko, znajomą architekturę domków i lasy oraz połacie skoszonych już pól. Odebrał mnie mój R., droga do domu jednak z lotniska to ok. 340 km, więc podróż ostatecznie zakończyliśmy po 13 (wylot miałam z GDA o 6.15).

Jesień mnie nie cieszy. Przyszła z tygodniem deszczu, wilgocią i chłodem w ciągu dnia, ale i mocno dającym się we znaki wieczorami. I wiatrem, który chylił ku ziemi korony drzew.
Jako meneopata potwornie źle znosze takie gwałtowne aury i zmagam się z własną, migrenową, czającą się w skroniach i zabierająca mi widzenie w lewym oku.
Dziś wyszło słońce, wichurzysko przegnało chmury, a ja w kominku rozpaliłam wosk YC - Camomile Tea. Czas na jesień.

Przyszło mi do głowy, by napisać o rzeczach, które zaskoczyły mnie w Finlandii. To już rok niemalże, a ja teraz widzę, że te niespodzianki okazały się faktycznie bardzo praktyczne. : )

1. Prysznice bez kabiny. Zazwyczaj pojawiają się tu zasłony - a odpływ znajduje się w podłodze. Ponadto przy zlewie jest dodatkowa, mniejsza słuchawka przypominająca prysznicową i pozwalająca na umycie całosci podłogi bez problemu. Utrzymanie łazienki w czystości okazuje się dzięki tym patentom bardzo proste i przyjemne : )

2. Zawałowa poczta. Poczta w poprzednim mieszkaniu została przez nad tak nazwana, ponieważ wlot do niej znajdował się w drzwiach, był metalowy i budził nas często w niedzielę o 4-5 rano, niemalże doprowadzając do zawału : ) tu mamy już dużą, czerwoną skrzynkę, którą radośnie wypełniają nam gazeciarze i poczta stosem różnych gazetek (Fini czesto robią zakupy w sieci). Jesteśmy wiec na bieżąco ze sklepowymi promocjami i trendami : ) i wierzcie mi - dwa dni nie wybierania ich ze środka oznacza wypełnioną po uniesiony daszek skrzynkę, która do najmniejszych nie należy. Ale! Na przykład po przenosinach do Vaasy dostalismy od miasta całą wielką kopertę wypełnioną mapkami, przywitaniami, zdjęciami, kalendarzem i przewodnikami gdzie, co i jak : ) ogromnie miły akcent.

3. Zatrzaskowe drzwi. To coś, do czego musieliśmy przywyknąć. Drzwi u nas nie mają klamek, otwiera się je z pomocą klucza i uchwytu (w Kangasniemi było tak samo) i jeśli się zatrzasną (ups, przeciąg..) to mamy problem : ) Raz wlazłam do mieszkania balkonem, gdy wyszłam po pocztę i zapomniałam kluczy. Ale raz wychodziliśmy do stajni i niestety, ja nie wziełam zaaferowana nic poza kaskiem, a R. uznał, że ja wezmę klucze. W efekcie trzaśniecie drzwi brzmiało jak gilotyna ; ) jednak. Jedna osoba w bloku posiada klucze (dozorca?) i otworzyła nam dom po telefonie.

4. Sauny są ogólnodostępne. Nasza teraz znajduje się w budynku pralni, kosztuje 1 e za osobę i trzeba się po prostu wpisać na listę. Idziemy w szlafroczkach, rozbieramy sie wewnątrz i mamy około 45 minut do godziny na relaks. : ) jest to powszechne tutaj, normalne. To, co dziwi czasem w miejscach publicznych (sauny są normalnym elementem szatni basenowych) to to, że wchodzimy do niej nago. Nago, jak Bóg stworzył : ) i jest to wierzcie mi, nikogo nie gorszące, nie budzi kontrowersji. Fini są nawykli do nagości, normą są tabliczki informujące, ze kąpiemy się pod prysznicami nago i bez kostiumów korzystamy z sauny. Czasem starsi ludzie używają tetrowych szlafroczków, ale jeśli mam być szczera, tylko raz się z tym spotkałam. Człowiek czuje się głupio w kostiumie.

5. Połacie grzybów! Nie jeden. Nie dwa. A piętnaście prawdziwków, z czego 1/3 wielkich jak pizza, rosnących sobie w kupce. Ostatni spacer zakończyłam kucajac i wybierając sobie ładne okazy, a niosłam je z uśmiechem od ucha do ucha. Czerwone, brązowe i zwykłe koźlarze oraz prawdziwki. Zrobię kilka zdjęć, bo rosną na trawnikach przed domami, przy ścieżkach w lesie, pomijam już fakt wejścia w gęste poszycie fińskiego lasu... raj dla grzybiarzy :)

A jedno z miejsc, w których się kąpaliśmy też już wygląda jesiennie..















środa, 6 sierpnia 2014

Odliczanie!

Lecę do Polski. Na chwilę. Na niecałe dwa tygodnie, ale cieszę się jak dziecko, bo we wrześniu startuje kurs i będę musiała zapuścić korzenie niemalże w Vaasie do świąt : )

Oczywiście - nie obywa się bez przeszkód, bowiem do PL jest niezbyt wiele samolotów (czytaj 1, słownie JEDEN!) z sensownymi cenami. Wizzair bowiem faktycznie ma je bezkonkurencyjne, bo udało mi się zarezerwować lot za 19.9 euro i powrotny za 29.9, podczas, gdy pomagająca mi Smarkata, grzebiąca w innych liniach łapała oferty za np. 500 zł! 700 zł! Nie no, niesamowita okazja, doprawdy...

Moze to moja wina, bo w gruncie rzeczy szukać nie potrafię i błądzę jak ślepiec w tych całych wyszukiwarkach, ale ceny są wysokie.
Minus jest taki, że ja mieszkam ZA ŁODZIĄ, a samolot ląduje w GDAŃSKU : ) którego kompletnie nie znam. Plus jest taki, że z Gdańska do Łodzi jeździ PolskiBus i on ratuje mi pupę : )

Od siebie do Turku mamy 326 km bodajże, albo blisko tej liczny (=/- 5 km zdaje się), więc na samolot na 9:00 musimy zarwać noc. Biedny jest R., bo nie dość, ze uziemiony w pracy, to będzie musiał stukać tyle km sam w aucie. Zawsze się o niego boję, bo mimo świetnego stanu dróg nie można nie brać pod uwagę zwykłego, ludzkiego zmęczenia, prawda?
A on i tak jest wytrzymały. 1.500 km drogi do Polski dzielimy, ale zazwyczaj R. prowadzi, dobrze się czuje za kółkiem i niechętnie zmienia. Ostatnio pozwolił mi jechać dopiero w Polsce, a w drodze powrotnej śmignąć całą Litwę. Najmniej zadowolone z wyjazdów są szczury : ) bimbające się w sporej klatce-pudełku do przewozu na hamaku i obrażone co najmniej dwa dni.

Reasumując - dotrzeć do Łodzi powinnam koło 19:30, a stamtad wystarczy tylko złapać pociąg do domu i stawić się w nim jako niezapowiedziany gość. : ) O przylocie wie moja siostra, natomiast mama dowie się, jak dotrę w progi rodzinnego domostwa, nie będzie się tak stresować.

Panując teraz u nas nieziemskie upały, ale słychać, jak prognozują, że to ostatni taki tydzień już, toteż codziennie jeździmy nad rzekę, badajac każdy publiczny pomost i taplamy się na zaś : ) oraz wędrujemy rowerami wzdłuż niej, zwłaszcza, że miejscowość niedaleko jawi się R. jako doskonałe miejsce do kupienia tam domu. Zrobię kilka zdjęć, bo ilekroć tam jesteśmy, zawsze przywodzi nam na myśl książka słynnej, szwedzkiej pisarki, "Dzieci z Bullerbyn" : )

A teraz lecę, wyciągnąc z pralni rzeczy : ) fajna taka pralnia, można z sąsiadami zamienić słówko, poznać twarze i poczuć się jak na studiach!

Zostawiam Was ze zdjęciami sprzed trzech, czy czterech dni : )

Arbuziki są pychotkowe. Vince potwierdza.









Panta rhei.

Dawno nas nie bylo. Zdążyła przyjść wiosna, zaziębić nas i rozgrzac, oblac sowicie deszczem i dosyszyc wiatrem. <3   Z nagich galezi...