piątek, 15 listopada 2013

Pasja.

Miałam kilka brzydkich zawichrowań w ostatnim tygodniu i kompletnie nie zajrzałam tutaj. Dopiero dziś, gdy spokojniej usiadłam, z kakao w dłoni.
Odzyskaliśmy materac!
W właściwie...
Pojechalismy do Jyska po wizycie na policji (przemiła pani urzędnik!), by oddać nasz feralny materac. Baliśmy się trochę, ze nie zostanie przyjęty. Wytłumaczyliśmy po angielsku, co się podziało.. a sprzedawczyni nawet nie zajrzała do niego!
Z miejsca wystartowała i jak gazela, w podskokach, przyniosła nam (ciężki!) nowiutki materac. Prawie klęknęliśmy przed nia, przekonani, że będzie to procedura podobna do polskiej.. podanie, dwa zdjęcia plus paragon- przyjęcie, 2 tygodnie rozważań, czy się nadale, 2 tygodnie na odpowiedź i w końcu - nie przyznamy reklamacji, uszkodzenie wynika z niewłaściwego użytkowania.. a tu? Jeszcze nas przeprosiła. Zszokowani aż kupiliśmy śliczną łopatkę do sera, nowe prześcieradło i trzepadełko w fiolecie : )
I już spaliśmy dziś na materacyku : ) Dexter odzywyczajony, że "coś" stoi w tym kącie biegał wczoraj wokół i sprawdzał, co znowu człowieki przytahały do domu..:)

A ja dziś smętnie zerkam za okno, bo jest buro. Nawet nie zgasili lamp na ulicach. Popaduje, uprzątneli wszystkie liście. Chcieliśmy na łyżwy, ale Finowie nam powiedzieli, że za miesiąc bedzie lodowisko na jeziorze, więc lepiej poczekać. To czekam.
I tęskni mi się za końmi moimi potwornie. Pojeździłabym.
Z tymi końmi to taka ..zawsze przegrana sprawa była. Rodzice się nie zgadzali, wiec jako 10 letni dzieciak za sprzątanie- mogłam sobie wsiąść na kucora na oklep. I na tym wiecznie wierzgającym Kubusiu, srokaczu okrągłym, pomykałam, jak tylko miałam okazję, zazdrośnie łypiąc na zasobnych finansowo, jeżdżacych na "dużych"koniach.
Później udało mi sie zaczepić w prywatnej stajni, gdzie kucyków nie było, a za pomoc (dawanie kolacji koniom, zbieranie z padoków, rozczyszczanie sportowych, lonżowanie) mogłam jeździć dwie kobyłki. Karą Ankarę i kasztankę Bronę (która zostawiła mnie kiedyś zimą na płocie w elegancki sposób "psując" : ) mi kostkę..). Duże były, pamiętam, że ledwie je ubierałam, a do boksu wnosiłam stołek z siodlarni. Ale miłe, fajne, spokojne.
Stamtąd trafiłam do Końskiej Zagrody w Spale, która funkcjonuje i do której zapraszam : )
I potem..to się potoczyło. Skończyłam z instruktorem, pomógło mi się to utrzymywac na studiach, gdzie kilka koni majac pod sobą, prowadzilam rekreację w Młyńskiej Strudze, która teraz już kuleje bardzo ponoć..

Sezony w Funce. Jeśli ktoś szuka obozu dla dziecka- mam niesamowity ośrodek, z któego na pewno będziecie zadowoleni : )

I koniec końcem, mimo protestów moich rodziców, konie są i będą w moim życiu jedną z największych jego składowych.

Dziś śmieszna sytuacja. Dzwoni ktoś do drzwi. Otwieramy, a tam dwóch Finów pakuje się nam do mieszkania, papląc coś w swoim jezyku.
"Kominiarze?" myślę sobie. Bo popędzili do kuchni i patrzę..a oni klękają przed lodówką!
R. miał równie jak ja, mało inteligentną mine.
A oni otwierają!
'kontrola jakości jedzenia.." pałęta mi się w głowie. Kręcą magicznym pokrętełkiem w lodówce, gdy tłumaczę im,że to Polak z góry, coś bąkał,że mu się lodówka psuje. Spojrzeli na nas zdezorientowani, wybuchnęłi śmiechem, przeprosili... i polecieli na górę : )

A szczury znów kichają...

Pozdrawiamy!

moja była trenerka zabrała mnie do Skierniwic, żebym spróbowała jazdy w stylu pewnego francuza. W ciągłym półsiadzie, na luzu wodzy.. ale było zimno, a mnie kapało z nosa ; D


Tegoroczne dwa z siedmiu koniurów. W wakacje prowadziłam stajnię w ośrodku jako kierownik i instruktor. Masa, masa, masa pracy...



Dwa cudowne wieśniaczki..
Masę koni przewinęło mi się przez ręce. Masę

piątek, 8 listopada 2013

Druga noc na ziemi.

Czyli kemping w domu : )

Kupiony przez nas materac wziął się i trzy noce temu popsuł. W sposób nietaktowny, bo o 1 w nocy. Paskudnie, bo R. na 6 do pracy, a tu bujamy się na dmuchanym materacu (dobrym ponoć, z Jyska!) jak na łóżku wodnym, nieco sennie zaskoczeni.
Nie kupowaliśmy łóżka po przyjeździe do FI, bo jeśli przyjdzie się nam przeprowadzać- łatwiej przewieźć materac dmuchany, który jest wielkości dużego, dwuosobowego łóżka, niż stelaż i materac w rafowym focusie..
Szary olbrzym- samonadmuchujący się- sam się też "wydmuchał".
Raf mruknął"Szczury! Dex tu dziś się kręcił.."
Ale szczerze mówiąc- nie chciało mi się wierzyć, bo one juz dobrze go znają i jakoś nie necił ich dotąd. Padliśmy na kolana przed materacem, dotmuchaliśmy go (automatycznie, a jakże...) i szukamy dziury. Zlokalizowałam! Na spojeniu. Rozłożyliśmy się na dywanie i trzech kocach i dospaliśmy do rana. Mój kręgosłup lubi bardzo twarde spanie, więc nieszczególnie mnie to rusza.
Raf po pracy przykleił łatkę. Nie chciało się trzymać. Przygniecione angielskim S. Kingiem (...), dwoma komputerami łapało cały dzień, by wieczorem nabić nas w butelkę dandejską. Noc na ziemi.
Kupiony w Smarkecie super glue też nie dał rady, i trzecią noc dziś znów spaliśmy na podłodze. Musimy wtedy zamykać szczury, bo z jakąś niewymowną radością biegają po nas jak wariaci, gdy tylko zbliżamy sie do pozycji horyzontalnej na podłodze. Kto ma szczurki wie, że nie do końca może to być przyjemne doświadczenie, mimo ogromu sympatii, jaką nas darzą : ) Co ciekawe, jak ćwiczę z Chodakowską Vince siada na ławie i porusza się akomodując wzrok- razem ze mną, z wyrazem pyszczka, który przywodzi mi na myśl zarozumiały uśmiech...

cóż. Pewnie jutro zawitamy z reklamacją (znalezioną o pół do 1 w nocy!) do Jyska w Mikkeli. Interesujące jest tylko to, jak dużo nocy jeszcze prześpimy na podłodze...?

Tymczasem- zostawię kilka zdjęć z PL latem, bo za oknem znów deszcz...a mnie tak potwornie marzy się upał. Zawsze wakacje uciekają mi między palcami w pracy.
Pozdrawiamy!








wtorek, 5 listopada 2013

Szczurzy globrotterzy : )

Tak pomyślałam, ze może kiedyś zawędruje tu jakiś entuzjasta szczurków, a może ktoś po prostu będzie chciał przewieźć do Skandynawii (choć to nie do końca prawidłowo ujęty region, mieszkam w Finlandii, która wg krajów skandynawskich do skandynawii się nie zalicza..) jakieś zwierzę- może się przyda parę słów.

O samych szczurowadłach dwóch moich mogłabym pisać długo. Szczur marzył mi się od widoku łaciatego stworka na skórzanej kurtce przystojnego sąsiada z naprzeciwka : )
Pech chciał, że znosiłam do domu wszystko, co szczura wykluczało- a moja mama z chęcią owe potwory przygarniała. Także byliśmy szczęśliwymi (bardziej, bądź mniej, bo to potworne bałaganiarze..) jeża, nietoperza, wiewiórki, kilku (zazwyczaj dobijajac dziesięciu) kotów - z których teraz została się szczęśliwa siódemka (a przynajmniej tak było, jak wyjeżdżałam..), psa, papugi, a okazyjnie konia, którym zdarzało mi się zawitać do domu w ramach socjalizacji z nim mojej mamy..

Szczura za to dostałam od mojego Mężczyzny. Miał być mały- mieścić się w dłoni, ponieważ obawiałam się dojrzewającego (burza hormonów) bądź dorosłego osbnika.
I tak powitaliśmy Dextera.
- R. ! miał być mały...
- No ... ale on był sam, biedny taki.
- Ale jest duży! miał się mieścić na dłoni.....
- Na mojej się mieści...- dumnie pokazuje wielką dłoń mój Mężczyzna. 193 cm wzrostu. Domyślać się można jaką łapkę posiada : )
Do towarzystwa Dexterowi (Morganowi) dokoptowaliśmy paczką konduktorską z Wrocławia Vince'a (Masukę).
Albinosa-ciapę, najkochańszego szczura na świecie.
Dexter jest ciezki do oswojenia, nadal łazi własnymi drogami, za to Vince kochał nas bezgranicznie od zaraz : )

Wywóz szczurków okazał się być naszym zmartwieniem - od razu. Nie zostawilibyśmy potworów w domu. 
LOT się wyparł - wypiął. 
- Tchórzofretki, psy, koty nic poza tym.
Oznajmiła mi pani. 
- Jakbym zobaczyła szczura obok mnie- wyskoczyłabym z samolotu!
Dodała.

Wizard zwierząt nie zabiera.
Ulitował się Finnair, z niezła pieniężną rekompensatą. Absolutnie maluchów nie chcieliśmy dać do luku bagażowego- wz. z czym wykupić musieliśmy im miejsce na pokładzie. Okazało się, że nasz transporter jest za wielki- trzeba zmienić na mniejszy.
Przyjechał w wymaganych wymiarach i okazał się być..malutki. Biedni chłopcy musieli się przemęczyć. A mnie chciało się płakać, bo nasze okazy są.. jakby to ująć- duże. D u ż e. 
Na początku nawet wetka w PL miała obawy przed Dexterem.
- hodowaliście go na jakiś odżywkach, sterydach?...

Dla pewności wystawiła nam jednak zaświadczenie o stanie zdrowia szczurów. 
Sam taki przewóz był dla nich ogromnym stresem, Vince długo dochodził do siebie. On jest tak wielkoduszny, ze nie może chyba pojąć, jak ktoś może go tak zestresować, a on nic nie zrobił! Grzeczny był...

Cóż. Największym stresem okazała się byc odprawa celna, na której "mily" pan kazał mi wyskoczyć z butów, rzucić na taśmę (co w sumie zrozumiałe) kurtkę, komin, torbę z lapkiem (wybebeszoną), czytnik, torebkę,koc którym owinęłam transporter (było chłodno na zewnątrz i w PL i w Helsinkach), i .. transporter szczurów. Zdębiałam. Byłam sama, one przerażone. Dzięki Bogu pomogła mi jedna z celniczek, sama mająca szczury. Wiecie, jak to wygląda.. hałas, tłum ludzi, przerzucane skrzynki do "rentgena". Przybiegły jakieś ciekawskie dzieci (?!). Myślałam,że zejdą ze strachu. I ja byłam tego bliska. A poza tym nie wiedziałam za co mam się łapać.. czy za transporter, by je zapakować znów? czy za torebkę? laptopa? koc? buty?..
Koniec końcem z przerażonymi chłopakami wylądowałam w samolocie. gdy wchodziłam przemiły pan oświadczył mi, że miejsce obok mnie jest wolne : )
Lot sam w sobie nie jest moją (ani ich zapewne) ulubioną formą podróży. Szczury są niskociśnieniowcami. A ciśnienie w samolocie się zmienia. Stewardessa nie zareagowała na szczęscie,jak wsadziłam do transporterka (który musiałam umieścić pod siedzeniem) rękę. Wtulone przezyły całą tą szaloną podróż..
Teraz mieszkają w ogromnej klatce...teraz szczodrzej umeblowanej : )
I traktują nasze mieszkanie jako integralna jej część : ) 








Pozdrawiamy serdecznie, z zalewanej strugami deszczu Finlandii!:)


niedziela, 3 listopada 2013

Foggy day..

Mgła otuliła nas znów.
Czasem czuję się, jakbym mieszkała w paczce waty : ) 
Mgłą osnute brzegi jeziora, nieprzeniknioną tak, że nie znać jest dalej niż 2 metry przed sobą.

Poszliśmy dziś na spacer z przefajnym Litwinem oraz parą Estończyków (Estońców?).
Myślę, że po paru latach tu spędzonych będę mówić i po rosyjsku, i po fińsku, i po angielsku... 
Finlandia jawi mi się jako kraj cudownych jezior, cudownych lasów. 
Przedwczoraj poszliśmy na cmentarz. Finowie są protestantami w większości. To tak w ramach ciekawostki : ) 
nie wziełam ze sobą aparatu, i bardzo żałowaliśmy. Droga na cmentarz wiedzie wzdłuż jeziora. Na brzegach, przy domach, na pomostach paliły się lampiony. A światełka migotały tak, że wyglądały jak żywe. Niesamowite wrażenie, dla mnie tak niecodzienne. W Polsce nie doświadczyłam czegoś takiego. Wygląda magicznie.
Sam cmentarz nie jest tak "ciężki" w odbiorze, jak nasze. Nie dominują wielkie, cięzkie pomniki, a małe tablice. Na podpórkach stoją po dwa, trzy znicze- zazwyczaj także w latarenkach, co wygląda ciepło, spokojnie, kojąco. Nie ma feerii kolorów szklanych zniczy, wszystkie są jasne. Na dużym, dużym cmentarzu przy kosciele znaleźliśmy tylko jedną zieloną lampkę. Jedną. Wygląda to cudnie. 
A dziś Rimas poprowadził nas na spacer po lesie, pokazał centrum sportowe w nim, lodowisko, siłownię, bieżnię. Zaskoczyło nas, ze taka malutka miejscowość ma tak dobrzr rozbudowane takie miejsce. I znaleźliśmy lodowisko, póki nie skuje jeziora naturalny lód : ) urokliwe mosty, jak biały ze zdjecia, lasy o gęstym poszyciu i omszałych głazach. Chciałam nazbierać gałęzie świerku i zrobić ozdobę na drzwi, ale wszystko obrośnięte jest porostami jak jemiołą - i choć to dobry znak, nie wyglądało tak, jak sobie "zachciałam". 







Po długim bądź co bądź spacerze, na którym poznalam również przeurocze psy, z czego jeden był czarnym spanielem o białym ogonie, poszliśmy na pizzę. A w supermarkecie poznaliśmy pana, który uraczył mnie buziakiem z palucha. A ponoć Fini są zdystansowani i chłodni : ) Pozdrawiam jesiennie!

Panta rhei.

Dawno nas nie bylo. Zdążyła przyjść wiosna, zaziębić nas i rozgrzac, oblac sowicie deszczem i dosyszyc wiatrem. <3   Z nagich galezi...