Odzyskaliśmy materac!
W właściwie...
Pojechalismy do Jyska po wizycie na policji (przemiła pani urzędnik!), by oddać nasz feralny materac. Baliśmy się trochę, ze nie zostanie przyjęty. Wytłumaczyliśmy po angielsku, co się podziało.. a sprzedawczyni nawet nie zajrzała do niego!
Z miejsca wystartowała i jak gazela, w podskokach, przyniosła nam (ciężki!) nowiutki materac. Prawie klęknęliśmy przed nia, przekonani, że będzie to procedura podobna do polskiej.. podanie, dwa zdjęcia plus paragon- przyjęcie, 2 tygodnie rozważań, czy się nadale, 2 tygodnie na odpowiedź i w końcu - nie przyznamy reklamacji, uszkodzenie wynika z niewłaściwego użytkowania.. a tu? Jeszcze nas przeprosiła. Zszokowani aż kupiliśmy śliczną łopatkę do sera, nowe prześcieradło i trzepadełko w fiolecie : )
I już spaliśmy dziś na materacyku : ) Dexter odzywyczajony, że "coś" stoi w tym kącie biegał wczoraj wokół i sprawdzał, co znowu człowieki przytahały do domu..:)
A ja dziś smętnie zerkam za okno, bo jest buro. Nawet nie zgasili lamp na ulicach. Popaduje, uprzątneli wszystkie liście. Chcieliśmy na łyżwy, ale Finowie nam powiedzieli, że za miesiąc bedzie lodowisko na jeziorze, więc lepiej poczekać. To czekam.
I tęskni mi się za końmi moimi potwornie. Pojeździłabym.
Z tymi końmi to taka ..zawsze przegrana sprawa była. Rodzice się nie zgadzali, wiec jako 10 letni dzieciak za sprzątanie- mogłam sobie wsiąść na kucora na oklep. I na tym wiecznie wierzgającym Kubusiu, srokaczu okrągłym, pomykałam, jak tylko miałam okazję, zazdrośnie łypiąc na zasobnych finansowo, jeżdżacych na "dużych"koniach.
Później udało mi sie zaczepić w prywatnej stajni, gdzie kucyków nie było, a za pomoc (dawanie kolacji koniom, zbieranie z padoków, rozczyszczanie sportowych, lonżowanie) mogłam jeździć dwie kobyłki. Karą Ankarę i kasztankę Bronę (która zostawiła mnie kiedyś zimą na płocie w elegancki sposób "psując" : ) mi kostkę..). Duże były, pamiętam, że ledwie je ubierałam, a do boksu wnosiłam stołek z siodlarni. Ale miłe, fajne, spokojne.
Stamtąd trafiłam do Końskiej Zagrody w Spale, która funkcjonuje i do której zapraszam : )
I potem..to się potoczyło. Skończyłam z instruktorem, pomógło mi się to utrzymywac na studiach, gdzie kilka koni majac pod sobą, prowadzilam rekreację w Młyńskiej Strudze, która teraz już kuleje bardzo ponoć..
Sezony w Funce. Jeśli ktoś szuka obozu dla dziecka- mam niesamowity ośrodek, z któego na pewno będziecie zadowoleni : )
I koniec końcem, mimo protestów moich rodziców, konie są i będą w moim życiu jedną z największych jego składowych.
Dziś śmieszna sytuacja. Dzwoni ktoś do drzwi. Otwieramy, a tam dwóch Finów pakuje się nam do mieszkania, papląc coś w swoim jezyku.
"Kominiarze?" myślę sobie. Bo popędzili do kuchni i patrzę..a oni klękają przed lodówką!
R. miał równie jak ja, mało inteligentną mine.
A oni otwierają!
'kontrola jakości jedzenia.." pałęta mi się w głowie. Kręcą magicznym pokrętełkiem w lodówce, gdy tłumaczę im,że to Polak z góry, coś bąkał,że mu się lodówka psuje. Spojrzeli na nas zdezorientowani, wybuchnęłi śmiechem, przeprosili... i polecieli na górę : )
A szczury znów kichają...
Pozdrawiamy!
moja była trenerka zabrała mnie do Skierniwic, żebym spróbowała jazdy w stylu pewnego francuza. W ciągłym półsiadzie, na luzu wodzy.. ale było zimno, a mnie kapało z nosa ; D
Tegoroczne dwa z siedmiu koniurów. W wakacje prowadziłam stajnię w ośrodku jako kierownik i instruktor. Masa, masa, masa pracy...
Masę koni przewinęło mi się przez ręce. Masę