piątek, 15 listopada 2013

Pasja.

Miałam kilka brzydkich zawichrowań w ostatnim tygodniu i kompletnie nie zajrzałam tutaj. Dopiero dziś, gdy spokojniej usiadłam, z kakao w dłoni.
Odzyskaliśmy materac!
W właściwie...
Pojechalismy do Jyska po wizycie na policji (przemiła pani urzędnik!), by oddać nasz feralny materac. Baliśmy się trochę, ze nie zostanie przyjęty. Wytłumaczyliśmy po angielsku, co się podziało.. a sprzedawczyni nawet nie zajrzała do niego!
Z miejsca wystartowała i jak gazela, w podskokach, przyniosła nam (ciężki!) nowiutki materac. Prawie klęknęliśmy przed nia, przekonani, że będzie to procedura podobna do polskiej.. podanie, dwa zdjęcia plus paragon- przyjęcie, 2 tygodnie rozważań, czy się nadale, 2 tygodnie na odpowiedź i w końcu - nie przyznamy reklamacji, uszkodzenie wynika z niewłaściwego użytkowania.. a tu? Jeszcze nas przeprosiła. Zszokowani aż kupiliśmy śliczną łopatkę do sera, nowe prześcieradło i trzepadełko w fiolecie : )
I już spaliśmy dziś na materacyku : ) Dexter odzywyczajony, że "coś" stoi w tym kącie biegał wczoraj wokół i sprawdzał, co znowu człowieki przytahały do domu..:)

A ja dziś smętnie zerkam za okno, bo jest buro. Nawet nie zgasili lamp na ulicach. Popaduje, uprzątneli wszystkie liście. Chcieliśmy na łyżwy, ale Finowie nam powiedzieli, że za miesiąc bedzie lodowisko na jeziorze, więc lepiej poczekać. To czekam.
I tęskni mi się za końmi moimi potwornie. Pojeździłabym.
Z tymi końmi to taka ..zawsze przegrana sprawa była. Rodzice się nie zgadzali, wiec jako 10 letni dzieciak za sprzątanie- mogłam sobie wsiąść na kucora na oklep. I na tym wiecznie wierzgającym Kubusiu, srokaczu okrągłym, pomykałam, jak tylko miałam okazję, zazdrośnie łypiąc na zasobnych finansowo, jeżdżacych na "dużych"koniach.
Później udało mi sie zaczepić w prywatnej stajni, gdzie kucyków nie było, a za pomoc (dawanie kolacji koniom, zbieranie z padoków, rozczyszczanie sportowych, lonżowanie) mogłam jeździć dwie kobyłki. Karą Ankarę i kasztankę Bronę (która zostawiła mnie kiedyś zimą na płocie w elegancki sposób "psując" : ) mi kostkę..). Duże były, pamiętam, że ledwie je ubierałam, a do boksu wnosiłam stołek z siodlarni. Ale miłe, fajne, spokojne.
Stamtąd trafiłam do Końskiej Zagrody w Spale, która funkcjonuje i do której zapraszam : )
I potem..to się potoczyło. Skończyłam z instruktorem, pomógło mi się to utrzymywac na studiach, gdzie kilka koni majac pod sobą, prowadzilam rekreację w Młyńskiej Strudze, która teraz już kuleje bardzo ponoć..

Sezony w Funce. Jeśli ktoś szuka obozu dla dziecka- mam niesamowity ośrodek, z któego na pewno będziecie zadowoleni : )

I koniec końcem, mimo protestów moich rodziców, konie są i będą w moim życiu jedną z największych jego składowych.

Dziś śmieszna sytuacja. Dzwoni ktoś do drzwi. Otwieramy, a tam dwóch Finów pakuje się nam do mieszkania, papląc coś w swoim jezyku.
"Kominiarze?" myślę sobie. Bo popędzili do kuchni i patrzę..a oni klękają przed lodówką!
R. miał równie jak ja, mało inteligentną mine.
A oni otwierają!
'kontrola jakości jedzenia.." pałęta mi się w głowie. Kręcą magicznym pokrętełkiem w lodówce, gdy tłumaczę im,że to Polak z góry, coś bąkał,że mu się lodówka psuje. Spojrzeli na nas zdezorientowani, wybuchnęłi śmiechem, przeprosili... i polecieli na górę : )

A szczury znów kichają...

Pozdrawiamy!

moja była trenerka zabrała mnie do Skierniwic, żebym spróbowała jazdy w stylu pewnego francuza. W ciągłym półsiadzie, na luzu wodzy.. ale było zimno, a mnie kapało z nosa ; D


Tegoroczne dwa z siedmiu koniurów. W wakacje prowadziłam stajnię w ośrodku jako kierownik i instruktor. Masa, masa, masa pracy...



Dwa cudowne wieśniaczki..
Masę koni przewinęło mi się przez ręce. Masę

piątek, 8 listopada 2013

Druga noc na ziemi.

Czyli kemping w domu : )

Kupiony przez nas materac wziął się i trzy noce temu popsuł. W sposób nietaktowny, bo o 1 w nocy. Paskudnie, bo R. na 6 do pracy, a tu bujamy się na dmuchanym materacu (dobrym ponoć, z Jyska!) jak na łóżku wodnym, nieco sennie zaskoczeni.
Nie kupowaliśmy łóżka po przyjeździe do FI, bo jeśli przyjdzie się nam przeprowadzać- łatwiej przewieźć materac dmuchany, który jest wielkości dużego, dwuosobowego łóżka, niż stelaż i materac w rafowym focusie..
Szary olbrzym- samonadmuchujący się- sam się też "wydmuchał".
Raf mruknął"Szczury! Dex tu dziś się kręcił.."
Ale szczerze mówiąc- nie chciało mi się wierzyć, bo one juz dobrze go znają i jakoś nie necił ich dotąd. Padliśmy na kolana przed materacem, dotmuchaliśmy go (automatycznie, a jakże...) i szukamy dziury. Zlokalizowałam! Na spojeniu. Rozłożyliśmy się na dywanie i trzech kocach i dospaliśmy do rana. Mój kręgosłup lubi bardzo twarde spanie, więc nieszczególnie mnie to rusza.
Raf po pracy przykleił łatkę. Nie chciało się trzymać. Przygniecione angielskim S. Kingiem (...), dwoma komputerami łapało cały dzień, by wieczorem nabić nas w butelkę dandejską. Noc na ziemi.
Kupiony w Smarkecie super glue też nie dał rady, i trzecią noc dziś znów spaliśmy na podłodze. Musimy wtedy zamykać szczury, bo z jakąś niewymowną radością biegają po nas jak wariaci, gdy tylko zbliżamy sie do pozycji horyzontalnej na podłodze. Kto ma szczurki wie, że nie do końca może to być przyjemne doświadczenie, mimo ogromu sympatii, jaką nas darzą : ) Co ciekawe, jak ćwiczę z Chodakowską Vince siada na ławie i porusza się akomodując wzrok- razem ze mną, z wyrazem pyszczka, który przywodzi mi na myśl zarozumiały uśmiech...

cóż. Pewnie jutro zawitamy z reklamacją (znalezioną o pół do 1 w nocy!) do Jyska w Mikkeli. Interesujące jest tylko to, jak dużo nocy jeszcze prześpimy na podłodze...?

Tymczasem- zostawię kilka zdjęć z PL latem, bo za oknem znów deszcz...a mnie tak potwornie marzy się upał. Zawsze wakacje uciekają mi między palcami w pracy.
Pozdrawiamy!








wtorek, 5 listopada 2013

Szczurzy globrotterzy : )

Tak pomyślałam, ze może kiedyś zawędruje tu jakiś entuzjasta szczurków, a może ktoś po prostu będzie chciał przewieźć do Skandynawii (choć to nie do końca prawidłowo ujęty region, mieszkam w Finlandii, która wg krajów skandynawskich do skandynawii się nie zalicza..) jakieś zwierzę- może się przyda parę słów.

O samych szczurowadłach dwóch moich mogłabym pisać długo. Szczur marzył mi się od widoku łaciatego stworka na skórzanej kurtce przystojnego sąsiada z naprzeciwka : )
Pech chciał, że znosiłam do domu wszystko, co szczura wykluczało- a moja mama z chęcią owe potwory przygarniała. Także byliśmy szczęśliwymi (bardziej, bądź mniej, bo to potworne bałaganiarze..) jeża, nietoperza, wiewiórki, kilku (zazwyczaj dobijajac dziesięciu) kotów - z których teraz została się szczęśliwa siódemka (a przynajmniej tak było, jak wyjeżdżałam..), psa, papugi, a okazyjnie konia, którym zdarzało mi się zawitać do domu w ramach socjalizacji z nim mojej mamy..

Szczura za to dostałam od mojego Mężczyzny. Miał być mały- mieścić się w dłoni, ponieważ obawiałam się dojrzewającego (burza hormonów) bądź dorosłego osbnika.
I tak powitaliśmy Dextera.
- R. ! miał być mały...
- No ... ale on był sam, biedny taki.
- Ale jest duży! miał się mieścić na dłoni.....
- Na mojej się mieści...- dumnie pokazuje wielką dłoń mój Mężczyzna. 193 cm wzrostu. Domyślać się można jaką łapkę posiada : )
Do towarzystwa Dexterowi (Morganowi) dokoptowaliśmy paczką konduktorską z Wrocławia Vince'a (Masukę).
Albinosa-ciapę, najkochańszego szczura na świecie.
Dexter jest ciezki do oswojenia, nadal łazi własnymi drogami, za to Vince kochał nas bezgranicznie od zaraz : )

Wywóz szczurków okazał się być naszym zmartwieniem - od razu. Nie zostawilibyśmy potworów w domu. 
LOT się wyparł - wypiął. 
- Tchórzofretki, psy, koty nic poza tym.
Oznajmiła mi pani. 
- Jakbym zobaczyła szczura obok mnie- wyskoczyłabym z samolotu!
Dodała.

Wizard zwierząt nie zabiera.
Ulitował się Finnair, z niezła pieniężną rekompensatą. Absolutnie maluchów nie chcieliśmy dać do luku bagażowego- wz. z czym wykupić musieliśmy im miejsce na pokładzie. Okazało się, że nasz transporter jest za wielki- trzeba zmienić na mniejszy.
Przyjechał w wymaganych wymiarach i okazał się być..malutki. Biedni chłopcy musieli się przemęczyć. A mnie chciało się płakać, bo nasze okazy są.. jakby to ująć- duże. D u ż e. 
Na początku nawet wetka w PL miała obawy przed Dexterem.
- hodowaliście go na jakiś odżywkach, sterydach?...

Dla pewności wystawiła nam jednak zaświadczenie o stanie zdrowia szczurów. 
Sam taki przewóz był dla nich ogromnym stresem, Vince długo dochodził do siebie. On jest tak wielkoduszny, ze nie może chyba pojąć, jak ktoś może go tak zestresować, a on nic nie zrobił! Grzeczny był...

Cóż. Największym stresem okazała się byc odprawa celna, na której "mily" pan kazał mi wyskoczyć z butów, rzucić na taśmę (co w sumie zrozumiałe) kurtkę, komin, torbę z lapkiem (wybebeszoną), czytnik, torebkę,koc którym owinęłam transporter (było chłodno na zewnątrz i w PL i w Helsinkach), i .. transporter szczurów. Zdębiałam. Byłam sama, one przerażone. Dzięki Bogu pomogła mi jedna z celniczek, sama mająca szczury. Wiecie, jak to wygląda.. hałas, tłum ludzi, przerzucane skrzynki do "rentgena". Przybiegły jakieś ciekawskie dzieci (?!). Myślałam,że zejdą ze strachu. I ja byłam tego bliska. A poza tym nie wiedziałam za co mam się łapać.. czy za transporter, by je zapakować znów? czy za torebkę? laptopa? koc? buty?..
Koniec końcem z przerażonymi chłopakami wylądowałam w samolocie. gdy wchodziłam przemiły pan oświadczył mi, że miejsce obok mnie jest wolne : )
Lot sam w sobie nie jest moją (ani ich zapewne) ulubioną formą podróży. Szczury są niskociśnieniowcami. A ciśnienie w samolocie się zmienia. Stewardessa nie zareagowała na szczęscie,jak wsadziłam do transporterka (który musiałam umieścić pod siedzeniem) rękę. Wtulone przezyły całą tą szaloną podróż..
Teraz mieszkają w ogromnej klatce...teraz szczodrzej umeblowanej : )
I traktują nasze mieszkanie jako integralna jej część : ) 








Pozdrawiamy serdecznie, z zalewanej strugami deszczu Finlandii!:)


niedziela, 3 listopada 2013

Foggy day..

Mgła otuliła nas znów.
Czasem czuję się, jakbym mieszkała w paczce waty : ) 
Mgłą osnute brzegi jeziora, nieprzeniknioną tak, że nie znać jest dalej niż 2 metry przed sobą.

Poszliśmy dziś na spacer z przefajnym Litwinem oraz parą Estończyków (Estońców?).
Myślę, że po paru latach tu spędzonych będę mówić i po rosyjsku, i po fińsku, i po angielsku... 
Finlandia jawi mi się jako kraj cudownych jezior, cudownych lasów. 
Przedwczoraj poszliśmy na cmentarz. Finowie są protestantami w większości. To tak w ramach ciekawostki : ) 
nie wziełam ze sobą aparatu, i bardzo żałowaliśmy. Droga na cmentarz wiedzie wzdłuż jeziora. Na brzegach, przy domach, na pomostach paliły się lampiony. A światełka migotały tak, że wyglądały jak żywe. Niesamowite wrażenie, dla mnie tak niecodzienne. W Polsce nie doświadczyłam czegoś takiego. Wygląda magicznie.
Sam cmentarz nie jest tak "ciężki" w odbiorze, jak nasze. Nie dominują wielkie, cięzkie pomniki, a małe tablice. Na podpórkach stoją po dwa, trzy znicze- zazwyczaj także w latarenkach, co wygląda ciepło, spokojnie, kojąco. Nie ma feerii kolorów szklanych zniczy, wszystkie są jasne. Na dużym, dużym cmentarzu przy kosciele znaleźliśmy tylko jedną zieloną lampkę. Jedną. Wygląda to cudnie. 
A dziś Rimas poprowadził nas na spacer po lesie, pokazał centrum sportowe w nim, lodowisko, siłownię, bieżnię. Zaskoczyło nas, ze taka malutka miejscowość ma tak dobrzr rozbudowane takie miejsce. I znaleźliśmy lodowisko, póki nie skuje jeziora naturalny lód : ) urokliwe mosty, jak biały ze zdjecia, lasy o gęstym poszyciu i omszałych głazach. Chciałam nazbierać gałęzie świerku i zrobić ozdobę na drzwi, ale wszystko obrośnięte jest porostami jak jemiołą - i choć to dobry znak, nie wyglądało tak, jak sobie "zachciałam". 







Po długim bądź co bądź spacerze, na którym poznalam również przeurocze psy, z czego jeden był czarnym spanielem o białym ogonie, poszliśmy na pizzę. A w supermarkecie poznaliśmy pana, który uraczył mnie buziakiem z palucha. A ponoć Fini są zdystansowani i chłodni : ) Pozdrawiam jesiennie!

czwartek, 31 października 2013

Wahanie.

Nie wiem, czy to wina szybkiego zmroku.
Czy wina pachnącego naleśnikami powietrza.
Czytanej książki, sluchanej muzyki.
Tęsknoty za ludźmi, za rodzicielką.
Czy to wina zimy, czającej się za progiem.
Dziwnego, nagłego zmęczenia czterema ścianami.
Przemijającego czasu.
Dziwnych zdarzeń, które nie powinny mnie dotykać, a dotykają.


Wiem, że nagle mam spadek o -10 w dół. Łzy w kącikach oczu i dziwnie bezwładne dłonie.




Chodź znikniemy na chwile 
to miasto przytłacza jak głaz 

Już kupiłem Ci bilet 
nie wahaj się więc chociaż raz 

Patrz ta jesień jak miłość 
purpurą rozkrwawia nam wzrok 
Mam poezję i wino, 
będziemy się kochać co noc .

Kiedyś nie dane nam będzie razem 
Chować się w górach przed zgiełkiem miast 
Będziesz mieć inne dorosłe sprawy 
Póki co całą słodycz gwiazd 
Tobie dam... 

(...)

Większej ciszy nikt nie słyszał, 
teraz wiem gdzie mieszka Bóg...

I mam...
wreszcie Ciebie mam...

Trochę Ciebie na własność, 
bym gdy wrócę nie pragnął...

tak bardzo...

środa, 30 października 2013

Kosmetykowo. Chłodnawo.

..się zrobiło. Poszliśmy dziś na lody (tak, jesteśmy okropnymi nałogowcami. Lody miętowe rządzą nami jak chcą..). Na przystani przez pierwsze 20 minut było nieźle. A później mnie stamtąd dosłownie... wywiało.
Jestem potwornym, potwornym zmarzluchem. Póki co nastawiam się na zimę optymistycznie, ale wiem, że będzie chwila, gdy będę przeklinać klimat Finlandii.. : )
Koniec końcem- mimo słońca i przyjemnie zza okna wyglądającej aury z niecierpliwością czekam na paczkę z PL, w której będzie moja kurtka...

Chcialam dziś typowo "po kobiecemu" napisać kilka słów o paru finskich produktach kosmetycznych, z którymi się tu zetknęłam.


Zanim wyjechałam dostałam od mojej przyjaciółki mydełko z firmy, którą zapewne większość kojarzy.
Mam wyczulony nos. Kiedyś myślałam, że wmawiam sobie tę przypadłość. Ale po latach wiem, że zapachy odczuwam niesamowicie intensywnie. I te piękne, i niestety - te gorsze też. Ciężko mi wyjść z perfumerii, ciężko dobrać sobie perfumy. Choc moja mama twierdzi, ze najlepiej się czuję w zapachach "zielsk". Coś w tym jest, honorowe miejsce u mnie ostatnio zajmowały perfumy woniejące cudownie werbeną.. ale tu zapachniał jaśmin i bergamotka. I wierzcie mi! od miesiąca w mojej łazience pachnie cały czas intensywnie, nęcąco... gdyby było mi to dane- przeniosłabym się tam spać dopóki owe mydełko istnieje. : )
Prócz zapachu po prostu przyjemnie się go używa. Ubolewam nad cenami owych produktów i tym, ze zapach mydełka nie utrzymuje się na skórze długo. A szkoda.

Po przyjeździe do Finlandii borykałam się z cerą, która fatalnie znosi każdą zmianę wody. nie znosi tego i wyraźnie daje o tym znać. Dzięki MMŻ kupiłam krem Lumene. Który serdecznie wszystkim polecam, jeśli macie do niego dostęp. Prócz ślicznego, delikatnego zapachu, niesamowicie kremowej konsystencji ma świetne właściwości kojące

...
Żeby było mi mało- zbuntowała się skóra na głowie. I z tej opresji wyprowadził mnie szampon, który zobaczyć możecie ponizej. Procz dobrego działania.. ma zniewalający mnie zapach : )

Jestem alergikiem. Cięzko dopasować mi tusz do rzęs, bo wrażliwe oczy reagują w niezbyt miły sposób na uczulające składniki. Tym razem w ciemno wybrany tusz, znów marki Lumene, zdał egzamin : ) i chętnie do niego powrócę, gdy ten dobiegnie już kresu swoich dni. Na razie jednak, trzyma się nieźle.. 


Mam wrażenie, ze tutejsze kosmetyki są w większości kosmetykami dobrymi, w miarę możliwości bogatymi w naturalne składniki. 
Ja jestem na tak .

Tymczasem nasze szczurzaki dostały przesyłkę zawierającą szczurzą karmę o wadze 7,5 kg : ) oraz sputnik, który na razie jednak nie przyciągnął ich uwagi. Za to Dexter pieczołowicie próbuje pozbierać każdy papierek, jaki wpadnie mu w różowe łapki i wymościć sobie swoje szafowe królestwo. Co niestety rujnuję mu - sprzątając codziennie. Syzyfowa praca....



poniedziałek, 28 października 2013

Fińska praktyczność. Słów kilka.

Często na skype, fb- gdy rozmawiamy z ludźmi bliższymi bądź dalszymi- padają pytania o Finlandie, rozwiązania życiowych drobiazgów tutaj, Finów jako ludzi.
Często też staramy się odpowiadać skrupulatnie..
Jest tu kilka drobiazgów, które nas zaskoczyły.
Na przykład prysznice. Które w FIN nie posiadają brodzika - woda leje się na specjalnie ogumowaną, dość wysoko, podłogę. My zgarniamy ja później, by nie moczyć stóp, taką ściągaczką gumową : ) na początku dziwiło nas, a teraz stwierdzam, ze to dobre rozwiązanie. Mamy samomyjącą się podłogę, która tu szybko schnie- zapewne zasługa dobrej wentylacji. Jednoczesnie nie musimy wiecznie szorować brodzika, który często jest w tym kłopotliwy. Nie osadza się nam kamień na szybkach prysznica (co jest zmorą w rodzinnym moim domu), bo mamy specjalną zasłonkę, która nie nasiąka wodą. I faktycznie, czego się bałam nieco- nie zalewamy całej łazienki, dzięki wyprofilowanej podłodze.

Innym ciekawym rozwiązaniem jest kuchenka. By ją uruchomić trzeba oprócz przekręcenia "kółeczka" odpowiedniego palnika- włączyć timer, który odmierza czas. Jeśli o tym zapomnimy- płyta się nie nagrzeje. Musieliśmy sie do tego przyzwyczaić, co w sumie szybko przyszło i okazuje się byc dobrym patentem : ) gdy zapomnimy o czyms, zostawionym w garnku, albo gdy chcemy by kuchenka wyłączyła się sama po np. 30 minutach, a musimy wyjść- brak nam czasu na czekanie.

Tu takze znajduje się szafka na umyte naczynia,nad zlewem. I u nas są takie szafki, ale na dole posiadają półeczkę, która zbiera wodę. I inne paskudztwo, jeśli się jej wystarczająco często nie myje : ) tu jej nie ma. Woda kapie do zlewu. Na początku irytowało mnie to, teraz stwierdzam, że to całkiem przydatne. I oszczędza nam szorowania plastykowej podkładki.

W każdych oknach, z tego co zauważyłam, są tu żaluzje. Nie od wewnętrznej strony, jak u nas- ale umieszczone miedzy szybami. Można je dowolnie regulować, lub podsunąć do góy i cieszyć się widokiem nie poprzecinanym wąskimi paskami : ) mieszkając w stolicy często denerwowałam się wiecznie brudnymi, zakurzonymi żaluzjami. Tu nie borykam się z tym problemem : )

To, co było dla mnie tu przykre, to wizyta u osoby zajmujacej się imigrantami.
W PL po ukończeniu studiów, jeśli nei ma się pracy, ma się problem. I tak - wielu ląduje z powrotem u rodziców, z  braku wyboru. Kiedyś był zasiłek przysługujący absolwentom, który pomagał im zainstalować się w życiu, zanim znaleźli stałą pracę. Można oczywiscie zarejestrować się jako bezrobotny, co daje nam ubezpieczenie, a potwierdzeniem jest "odhaczanie" się na liscie co miesiąc.
Tu Pauliina wytłumaczyła mi,że po otrzymaniu ID w Mikkeli w Magistracie, jak tylko mnie zweryfikują i zgłosze się na policji- przysluguje mi nie dość, ze pelne ubezpieczenie zdrowotne- to także zasiłek. Zgłoszoną na kurs aplikację rozpatrzą, jest duża nań szansa - kurs jest bezpłatny, a uczestnik otrzymuja także dodatkowo dietę na dojazdy i wyżywienie. I dlaczego przykro?
Bo to obce państwo. Obcy ludzie płacą tu podatki i mimo, że się skarżą, to te pieniądze (i oni mają tego świadomość) nie idą w nicość. Nie ma tu, ja przynajmniej do tej pory tego nie widziałam- i to nei tylko moje zdanie- skrajnej biedoty. Państwo wspomaga swoich mieszkańców. Na koniec długiej wizyty, na którą Pauliina załatwiła również tłumacza pl, a raczej tłumaczkę : ) powiedziała, ze ona zawsze jest do naszej dyspozycji i żebyśmy nie wahali się odezwać, gdy czegoś nie bedziemy wiedzieć.
Po 1,5 h rozmowie czułam się podniesiona na duchu. W PL, gdy starałam się zarejestrować w UP, bądź starałam się o dofinansowanie kursu- wizyty w urzędach były traumą.
...

Na zakończenie.. jesteśmy na etapie degustowania słodkości fińskich!
Na razie Raf lepiej na tym wyszedł.. bo ja trafiłam na osobistość, która jest czymś w rodzaju razowego pieroga z ...ryżem. I bez dodatków wypadła dość blado : )
Mamy tu dwa szczury, o których wspomnę jutro. Przyleciały ze mną samolotem, i ... okazuje się, ze tu szczury to zwierzęta egzotyczne. Co za tym idzie- nie ma dla nich jedzenia : ) zatem nasze jedzenie przyleciało dziś samolotem z Niemiec i pewnie jutro zawita do Kangasniemi : )

Kotłują się dziś chmury nas jeziorem. Pada na zmianę ze słońcem, może uda mi się wbić w lukę między powyższymi i szybko przebiegnę trasę do przystani i z powrotem: )
Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 26 października 2013

Jesień za progiem.

Brzegi jeziora rano skuwa już lód.
Chodzimy na spacery, ja staram się motywować do krótkich biegów na przystań, kółeczko wokół straży i powrót pod górkę. Zaszywamy się w domu, w fotelach, zapalamy świeczki, gramy w gry- przenosząc się do róznych, fantastycznych światów, czytamy książki.
Ostatnio gościła u mnie Wojciechowska Martyna z "Przesunąć horyzont", z kubkiem kakao z malinami, wczoraj skończyłam "Wszystko za Everest" J. Krakauera. Popijając glogi obejrzeliśmy film o zdobywaniu Everestu. Dziwnie mnie te książki zbijają z tropu. Nawet na zdjęciach szczyt świata nie wygląda ładnie. Nie jest estetyczny. A jednak ludzi pcha na niego chęć wejścia na tę ogromną wysokość.
Mnie też kiedyś się marzył.. jak pewnie większość z nas zastanawiałam się- jak to jest dostać się własnie nań. Teraz myślę, że dojście na II i III obóz aklimatyzacyjny byłoby moim szczytem.
Na szczęście może - życie weryfikuje te pytania.. : ) nie mam w końcu 65 tyś dolarów, które pozwoliłyby mi zrealizować taki pomysł.
A jednocześnie przyhamowały mnie słowa R.
"Najwyższy cmentarz świata".
I coś w tym jest. Przerażająco czytało mi się tę drugą książkę, w której autor opisuje co działo się podczas ataku na szczyt 1996 r. Gdy zginęło zań tyle ludzi, tylu zostało tam na zawsze.



A my zapalamy świeczuszki, martwiac się naszymi prostymi problemami, czasem kojarzącymi się nam ze szczytem. Każdy ma swój szczyt pewnie, na miarę własnych granic, własnego życia. 
Nieco przerażona, a na pewno podekscytowana myślę o czekającej nas tu zimie. Obserwuję kijki wyznaczające krańce drogi, zastanawiając się- jak to właściwie w tej FIN będzie to wyglądać.. 
Cieszy mnie perspektywa białej zimy, na jaką marzę od dziecka i zawsze te marzenia rozwiewała plucha i mokry, szybko znikający śnieg w Polsce, sprawiający, ze cały swiat był bury, szary i mokry. 

I mam ochotę wstawać wczesniej. Tylko tu świt następuje koło 8, więc cóż to za zrywanie się "bladym.."?
Czekam na wizytę w saunie.
A dzis składam wszystkiego, co może życie nieść najpiękniejszego Mężczyźnie Mojego Życia : ) który ma dziś urodziny..


 Ze słoików i szklanek robię lampioniki. Maluję na nich niezgrabnie śnieżynki srebrnym i złotym mazakiem, poprawiam piaskowym, błękitnym lakierem brzegi. Raf dorabia im obręcze z metalowego drucika- i zwisają sobie kołysząc się lekko w oknie. : ) "pokraczki" mówi moja przyjaciółka.
Może i pokraczki : )

Pozdrawiam!



piątek, 25 października 2013

Domoumilacze.

Ostatni boom na woski Yankee Candle sprawił, ze coraz więcej ludzi zachwyca się tym, czym ja od dwóch lat (wraz z całą rzeszą innych ludzi bodaj : ) ).
Traf chciał, że wczoraj zostawiła mi komentarz, zupełnie pewnie przypadkowo, bo czymże są dwie notki w tysiącach innych, osoba pisząca z tego, co pobieżnie dość zdążyłam zauważyć- własnie o świecach YC.
A to moje małe domoumilacze. Są stałym rytuałem. Miałam ich dużo. Pech chciał, że przed opuszczeniem PL nie zdążyłam na dłużej zawitać w sklepie, w którym się w nie zaopatrzam... i nie załapałam się na kolekcję zimową. Na której bardzo mi zależało, bo powszehnie wiadomo, ze mieszkam w kraju dłuuugiej zimy.

W FIN kupiłam kominek, w kirpisie, gliniano-błękitny, urzekł mnie, gdy tylko wpadł w oko. Nieco większy niż ten, który posiadałam-pasuje nam również do pokoju, w którym brązowymi akcentami podkreślamy wnętrze.
Świece niestety musiały zostać w PL wz z ograniczonym bagażem..i co jest moją osobistą tragedią- sklep, który działa również internetowo nie wysyła paczek za granicę :C
A jak za chwilkę zobaczycie... moje woski są już powoli na wykończeniu.
Ciekawą rzeczą jest, ze mój nos synestetyka nie przepada za letnią kolekcją na początku zimy. Dziś wrzuciłam jaśminowy zapach, który w czerwcu wieczorami często mnie otulał- i po chwili zgasiłam go, bo aromaty wydawał mi się być mdłym i zupełnie różnym od zapamiętanego..
Za to Blissful Autumn był mi bliższy, i on teraz odpowiedzialny jest za aromat w domu.
Choc marzą mi się zapachy, które podglądam na www.goodies.pl , do którego dziś napiszę z zapytaniem, jak oni patrzą na wysyłkę za granicę...
(woski możecie znaleźć tutaj, łącznie z zimową edycją :
http://www.goodies.pl/104-woski-zapachowe)

Woski trzymam w woreczkach śniadaniowych, bo nigdzie tu nie mogę znaleźć "dealerek", w których trzymałam je w PL, a o których zwyczajnie... zapomniałam.
Finlandia to kraj lampionów. Nikogo nie dziwią rozpalone świeczuszki w lampionach, płonące świece na parapetach czy kominki. I cudownie! Bo ich ciepły blask, łagodne migotanie ogrzewa pomieszczenia :)
Zimową porą zawsze mam też pod ręką Soft Blanked i mój ukochany Fluffy Towels. Pech chciał,że dzięki chłodnej jesieni..nie doczekały też zimy.

Ja sama doczekać się juz nie mogę śniegu zasp po uda, łyżew.. i no właśnie.
Zimowych zapachów YC, których w FIN nie ma..




Następnym razem..krótko opiszę każdy z wosków. : ) tych, które dane mi było wypróbować i te, które są u mnie "na wykończeniu" : )

Pozdrawiam serdecznie..!

P.S Moje szczury zjadły mi szczotkę do włosów i wygryzły dziurę w tubce kremu BB Lumene. Chyba chcą zabrać głos w którejś notce jako specjaliści modowi i kosmetyczni : ) martwi mnie, że zaczynają też grzebać w koszyku z woskami..

Panta rhei.

Dawno nas nie bylo. Zdążyła przyjść wiosna, zaziębić nas i rozgrzac, oblac sowicie deszczem i dosyszyc wiatrem. <3   Z nagich galezi...