środa, 20 lutego 2019

Jak szybko podnieść mi ciśnienie bez kawy.

Marzec prawie za pasem, nowy rok zaczal sie wieloma zmianami, bardziej badz mniej istotnymi, ale wczoraj jak wracalam autem do domu uznalam, ze to bedzie dobry rok. Mimo wszystkich trudnosci, jakie kazdy z nas w życiu ma, teraz te moje wydają się ciut mniejsze, bądź latwiejsze do przeskoczenia, względnie oswajam się z nimi już teraz, bo mam na to czas. Nikt nie wymaga ode mnie bycia kimś, kim nie jestem, nie próbuje wrzucić mnie w tryb w którym sie nie odnajduję czy nie komentuje tego jak żyję w sposób, który sprawia, że mam sie poczuć inna, gorsza i nienormalna.
Powoli zaczynam rozumieć, że trzeba coraz bardziej cenić zdrowie swoje i bliskich, nie tylko ludzi, bo choćbyśmy mieli fortunę, nie da się go kupić.

Chciałabym nauczyc się odpoczywać, zbawienna okazała sie w tym temacie strona Artimento, ktora pozwala mi na stworzenie czegos ładnego, nawet jeśli nie mam ku temu wystarczająco dużo talentu, ale mam dużo zapału : ) włączam audiobooka i maluję, wyciszam sie, wyłaczam i relaksuję.
To jedna z tych form odpoczynku, jakie preferuję, gdy na zewnątrz nadal jest buro, ponuro i zimno tudzież deszczowo.

Zima przyniosla dla mnie jakąś dziwna tęsknotę do koloru czerwnego i takim oto sposobem, w okresie przecen, stałam sie właścicielką dwóch swetrów z Reserved i z przykrością stwierdzam, że jakość ich ubrań z roku na rok jest coraz niższa. Mam brzoskwiniowy sweterek kupiony jeszcze za czasów mieszkania w Wawie, czyli koło 5-6 lat temu i jest w dużo lepszej kondycji niz rzeczy stamtąd będą za rok od dziś. A szkoda, bo marka potrafi zaskoczyć naprawdę przyjemnymi wzorami i liniami...

Bajer czuje sie ciut lepiej, ale w ciagu trzech tygodni postarzał sie o dwa lata. Duzo, bardzo dużo śpi, a ja nienawykła do tego szukam w sieci wsparcia u znawców rasy, podczas gdy on był kłuty 10 dni z rzędu zastrzykami przez naszą cudowną Gosię, by nieco stanął na nogi. Nie jest to jednak ta kondycja i wigor jaki miał jeszcze na początku stycznia. bardzo mnie to niepokoi, zwłaszcza,  ze dzis jest pierwszy dzień bez leków i kontrola na ile pomogłu, a boję sie, że bez wsparcia farmakologicznego będzie cierpiał. Obiecałam mu, że nie pozwolę mu się męczyć i zamierzam dotrzymac slowa.

Warto nadmienić, że jeśli ktoś z zagladajacych tu kiedyś będzie mial psa z problemami z kręgosłupem, warto rozważyc operację. Chociaż:
1. Jest to ogromny koszt; sama operacja to jeden, ale później czeka na nas rehabilitacja. I tu trzeba, po prostu trzeba wziąc pod uwagę wiek naszego psa i jego kondycję fizyczną. Niestety, w naszym przypadku Bajer moze miec koło 11 lat i niestety - zbyt wiele schorzeń, by ryzykowac operację. Bo nawet jesli ją przeżyje to wykończy go rehabilitacja i leki po niej. Dobrze jest przed takimi zabiegami zrobic, wiedząc, ze istnieje taka konieczność, cały panel badań psa-  od krwi, przez serce, rtg i wydolność organizmu, by miec pewność, ze bedzie to zabieg bezpieczny. Trzymam kciuki, jesli ktoś kiedyś będzie do tego zmuszony. My się nie podejmiemy.


2. Dobrze jest miec zaufanego lekarza, który nie będzie sobie na nas nabijał kiesy, a weźmie od uwagę przede wszystkim dobro i komfort zwierzęcia. Nie dajcie sie namówić na tomograf, jeśli nie planujecie operacji.
3. Musimy mieć świadomosć,ze psy sa tak daleko od nas zależne, że bez naszego wsparcia - często by ich juz nie bylo. Powinien być tego świadom każdy, kto decyduje sie bądź życie zmusza go do leczenia długoterminowego psa. Przychodzi moment, gdy trzeba będzie pomóc mu odejść, nie fundować w ramach własnego egoizmu przedłużanego sztucznie zycia w cierpieniu. Sama nadal staram sie z tą myślą oswoić.

Swoja drogą w poniedziałek na jednej z grup facebook'owych rozgorzała dyskusja o obrożach elektrycznych jako elemencie niezbędnym niemalże w treningu czy szkoleniu psa (w tamtym wypadku myśliwskiego), ktory ucieka.
Całym sercem mówie: nie.
Obroża dla mnie to jakaś chora ostateczność, ale i o prostu wygoda kogoś, kto zamiast ciągle sie doszkalać i szukac nowych rozwiązań w wypadku problematycznego psa, sięga po uderzenie prądem. I znam ludzi, który owszem, zarzekali sie: nie! My tylko wibracje  i dźwięk.
Terefere-kuku. Brzydko mówiąc: srali muchy, będzie wiosna.
Wcześniej (zwykle wczesniej, niż później) czy później sięgają po magiczny przycisk z prądem.
Polecam artykuł poniższy odnoszący sie do tematu.
http://coape.pl/obroze-elektryczne-o-czy-milcza-ich-producenci


OE dopuszczam w swojej głowie TYLKO w absolutnie skrajnych przypadkach, a nie takich, ktore wynikaja z lenistwa bądź niewiedzy człowieka, jak z psem pracować. Rozwalił mnie absolutnie argument, że to jedyna metoda, by pies nie ginął pod kołami. Nie rozumiem. Nie ma nigdzie miejsc, gdzie pies zaraz po spuszczeniu ze smyczy nie wpadnie pod auto....?

Dziwnym trafem żaden z psów w naszej rodzinie tak nie skończył. Konczył za to na długiej lince bądź flexy, ale koniec końcow dawał sie wyszkolić na tyle, że nie baliśmy sie utraty kontroli.
Tak jak nie dociera do mnie argument o tym, że to ma zasieg kilometra. Kto gubi z oczu psa pozwalajac mu się beztrosko tak bardzo oddalić?
Aż sie teraz burzy we mnie krew, bo to przecież to samo myślenie, które zapina konie w czarną wodzę  i inne patenty, żey sie "zganaszował".
Gotuj, gotuj, ja sobie poleżę..
I tym mało optymistycznym akcentem, ale optymistyczniejszym zdjeciem o sposobach akrobatycznych na zrobienie sosu do mięsa, zyczę dobrego dnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Panta rhei.

Dawno nas nie bylo. Zdążyła przyjść wiosna, zaziębić nas i rozgrzac, oblac sowicie deszczem i dosyszyc wiatrem. <3   Z nagich galezi...