Chodzimy na spacery, ja staram się motywować do krótkich biegów na przystań, kółeczko wokół straży i powrót pod górkę. Zaszywamy się w domu, w fotelach, zapalamy świeczki, gramy w gry- przenosząc się do róznych, fantastycznych światów, czytamy książki.
Ostatnio gościła u mnie Wojciechowska Martyna z "Przesunąć horyzont", z kubkiem kakao z malinami, wczoraj skończyłam "Wszystko za Everest" J. Krakauera. Popijając glogi obejrzeliśmy film o zdobywaniu Everestu. Dziwnie mnie te książki zbijają z tropu. Nawet na zdjęciach szczyt świata nie wygląda ładnie. Nie jest estetyczny. A jednak ludzi pcha na niego chęć wejścia na tę ogromną wysokość.
Mnie też kiedyś się marzył.. jak pewnie większość z nas zastanawiałam się- jak to jest dostać się własnie nań. Teraz myślę, że dojście na II i III obóz aklimatyzacyjny byłoby moim szczytem.
Na szczęście może - życie weryfikuje te pytania.. : ) nie mam w końcu 65 tyś dolarów, które pozwoliłyby mi zrealizować taki pomysł.
A jednocześnie przyhamowały mnie słowa R.
"Najwyższy cmentarz świata".
I coś w tym jest. Przerażająco czytało mi się tę drugą książkę, w której autor opisuje co działo się podczas ataku na szczyt 1996 r. Gdy zginęło zań tyle ludzi, tylu zostało tam na zawsze.
A my zapalamy świeczuszki, martwiac się naszymi prostymi problemami, czasem kojarzącymi się nam ze szczytem. Każdy ma swój szczyt pewnie, na miarę własnych granic, własnego życia.
Nieco przerażona, a na pewno podekscytowana myślę o czekającej nas tu zimie. Obserwuję kijki wyznaczające krańce drogi, zastanawiając się- jak to właściwie w tej FIN będzie to wyglądać..
Cieszy mnie perspektywa białej zimy, na jaką marzę od dziecka i zawsze te marzenia rozwiewała plucha i mokry, szybko znikający śnieg w Polsce, sprawiający, ze cały swiat był bury, szary i mokry.
I mam ochotę wstawać wczesniej. Tylko tu świt następuje koło 8, więc cóż to za zrywanie się "bladym.."?
Czekam na wizytę w saunie.
A dzis składam wszystkiego, co może życie nieść najpiękniejszego Mężczyźnie Mojego Życia : ) który ma dziś urodziny..
Ze słoików i szklanek robię lampioniki. Maluję na nich niezgrabnie śnieżynki srebrnym i złotym mazakiem, poprawiam piaskowym, błękitnym lakierem brzegi. Raf dorabia im obręcze z metalowego drucika- i zwisają sobie kołysząc się lekko w oknie. : ) "pokraczki" mówi moja przyjaciółka.
Może i pokraczki : )
Pozdrawiam!
Też sobie zrobię pokraczka, o :)
OdpowiedzUsuńCzekam na udokumentowanie : ) ale zdecydowanie lepiej niż mazakami (ja tutaj tylko takie mam..) maluje się biały lakierem do paznokci, tym z cieniutkim pędzelkiem... albo farbką do szkła : ) (ew. witrażową : ), taką żelkową..)
UsuńMasz takie widoki na co dzień? Szczęściara ;) Może nie z powodu samych widoczków, ale nie ma nic lepszego niż właściwy facet u boku ;) Pozdrawiam gorąco.
OdpowiedzUsuńMam takie widoki tuż za rogiem, minutkę drogi z kubkiem kawy. A raczej miałam, bo od soboty siąpi deszcz, raz mocniej- raz delikatniej.. ale już jesień. Wyglądamy zimy, choć pierwsze śniegi juz zaliczone. A właściwy mężczyzna jest i mam nadzieję- będzie już!: )
Usuń